W mediach

„Moje wspomnienia są dlatego tak pozytywnie ukrwione, bo tam była miłość”. Bogdan Frymorgen o życiu z ojcem i jego chorobą afektywną dwubiegunową

– Jak się budzisz o drugiej w nocy, twój mąż stoi nad tobą z nożem, a ty wiesz, że od dwóch tygodni dzieje się z nim coś złego i obok śpi dwuletni synek, to myślisz tylko o jednym, żeby uciec i ratować dziecko. Dopiero później przychodzi czas na refleksje. Mój ojciec nigdy w życiu nie zrobiłby nam krzywdy – mówi Bogdan Frymorgen. Jego książka „Okruchy większej całości” opowiada nie tylko o chorobie afektywnej dwubiegunowej ojca, ale przede wszystkim o miłości, która scala i ocala rodzinę.

Monika Szubrycht: „Zawdzięczam ojcu wiele. Ale dostrzegam granicę, gdzie on kończy się we mnie, a gdzie ja się zaczynam. Wiem, jak bardzo rezonuję jego genami na otoczenie i jaką pieczęć we mnie pozostawił. Ale nie jestem wariatem, w tym wieku mogę już mieć taką pewność”. Bałeś się wcześniej?

Bogdan Frymorgen: Nie bałem się. W swojej niewiedzy, bądź też w swojej genialności, moja matka od zawsze powtarzała nam jedno zdanie, że chorobę naszego ojca dziedziczą tylko dziewczynki, co jest oczywistą bzdurą. Do dziś nie wiem, ponieważ matka już nie żyje, czy zrobiła to celowo, czy może podpowiedział jej to jakiś mądry pan profesor, do którego jeździła z moim ojcem regularnie, żeby tak mówić swoim synom. Ona mnie zaprogramowała. Zaszczepiła mi w głowie absolutną pewność, że ta choroba w żaden sposób mnie nie dotknie. Skłamałbym, gdybym nie zauważał w sobie pewnych pierwiastków, które pochodzą wprost od mojego ojca, czyli tysiące pasji, zainteresowania, talent muzyczny czy artystyczny – wszystko to dostałem po ojcu. Odziedziczyłem też po nim pewną nie tyle wrażliwość, co uwagę. Wiem, w którym momencie nacisnąć na hamulec.

Odziedziczyłem troskę z myślą o nim – by nie włączyć dodatkowo szóstego, siódmego czy ósmego biegu, bo już czuję, że we mnie wszystko pędzi. Jest cudowne i fantastycznie, jestem wkręcony w jakiś temat – to może być fotografia, to może być secesja wiedeńska, historia polsko-żydowska, to mogą być przeróżne pasje, których w życiu miałem wiele. Moje życie, gdybym zaprosił cię do środka, składa się z tysięcy półek. I na tych półkach są poodkładane moje pasje. Były bardzo intensywne przez pewien czas, być może zbyt intensywne, bo często dostawałem takie sygnały od mojej rodziny, mojej żony, ale w pewnym momencie wiedziałem, kiedy te pasje spakować i położyć na półkę. To jest coś, co sobie zbudowałem, a czego mój ojciec nigdy nie miał. Nie miał takich półek, nie miał hamulca, bo chorował.

Wracając do pytania, nigdy nie miałem takiej obawy, głównie dzięki mojej matce. Później, kiedy masz 25, 35, 40 i 50 lat i więcej, jeśli dojechałeś do tego momentu, zachowując trzeźwość umysłu, nie wchodząc na tę mroczną stronę ludzkiej psychiki, to możesz ufać temu, że nie zachorowałeś, nie chorujesz i nie zachorujesz. Ale ponieważ jestem ojcem, to muszę przyznać, że wielokrotnie, kiedy moje dzieciaki dorastały i przyglądałem się ich różnym zachowaniom, zawsze patrzyłem czujnym okiem, czy coś złego się nie dzieje. Na szczęście się nie działo i się nie dzieje.

cała rozmowa: https://www.hellozdrowie.pl/bogdan-frymorgen-o-zyciu-z-ojcem-i-jego-choroba-afektywna-dwubiegunowa/amp/?fbclid=IwAR37adsM5LhIOVoKRy8NENP0M3Q9dlwRBu-N3T2pAOYANB1iOLhLv1LirCI

Archiwum artykułów w mediach