W mediach

W przypadku Pawła Adamowicza moment, w którym uderzył sprawca, był symboliczny: stało się to wtedy, gdy prezydent puszczał światełko do nieba, a dobry uczynek został przyjęty. Rozmowa z prof. Andrzejem Cechnickim, wykładowcą Katedry Psychiatrii CM UJ.

W przypadku Pawła Adamowicza moment, w którym uderzył sprawca, był symboliczny: stało się to wtedy, gdy prezydent puszczał światełko do nieba, a dobry uczynek został przyjęty. Rozmowa z prof. Andrzejem Cechnickim, wykładowcą Katedry Psychiatrii CM UJ.

Iwona Hajnosz: Zabójstwo prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza cała Polska zobaczyła na ekranach telewizorów. Trudno się po tym otrząsnąć, łatwo zacząć szukać winnych śmierci. Czy przyczyną tragedii mogły być słowa nienawiści z taką łatwością miotane przez polityków i internetowych hejterów?

Andrzej Cechnicki: Bardzo trudno jest rozmawiać na ten temat w czas żałoby. Powinien to być czas milczenia i obecności przy bliskich i rodzinie. Przy osobach, które zostały tak ciężko dotknięte tą tragedią. Myślę, że na głębsze zrozumienie tego, co się wydarzyło, będziemy potrzebowali więcej czasu. Dzisiaj powinniśmy powstrzymać się od wydawania pochopnych opinii, ale wykorzystać tę chwilę na refleksję, jak przeciwstawiać się złu. Złu, które dotyka nas osobiście i coraz mocniej jest widoczne w przestrzeni społecznej. W takich sytuacjach zawsze jest we mnie niepokój, że ta chwila zatrzymania i solidarności potrwa znów za krótko. Z drugiej strony dziś doświadczamy historii, która trwa od czasów Kaina i Abla. Abel symbolizuje dobro i bezbronność. W przypadku prezydenta Adamowicza moment, w którym uderzył sprawca, był symboliczny: stało się to wtedy, gdy prezydent puszczał światełko do nieba, a dobry uczynek został przyjęty. Pomagał z najlepszymi intencjami. Dobry człowiek wysyłał w świat dobre uczucia i myśli. Zbierał wraz z Orkiestrą pieniądze na pomoc dla dzieci, w tym też na dzieci chorujące psychicznie. A takich osób, wykluczonych ze wspólnoty, dotkniętych depresją, uciekających w wirtualną rzeczywistość, z pogubioną wiarą w świat i brakiem poczucia zaufania czy po próbach samobójczych, jest wokół nas wiele.

Każdy dzień przynosi nowe informacje o sprawcy tego czynu. Stefan W. ma podobno zdiagnozowaną jeszcze w więzieniu schizofrenię, podobno nie stronił od narkotyków i innych używek…

– Musimy zdobyć się na wysiłek, żeby zobaczyć, kim jest Kain. Nie znamy go, mamy tylko strzępki informacji, na podstawie których trudno formułować sądy. Nie wiemy, czy to był nagły akt wyrzucenia z siebie nienawiści przez osobę z głębokim zaburzeniem osobowości, czy będącą pod wpływem narkotyków, czy osobę chorującą psychicznie, niezdolną do rozeznania, co czyni, i niezdolną do pokierowania swoim postępowaniem. Wyczekuje na nieprzypadkowy moment i zabija na scenie znaną osobę, potem, porzucając ofiarę, skupia uwagę publiczności. Prezydent symbolizuje społeczeństwo, które w odczuciu sprawcy go skrzywdziło. Tym samym mógłby to być każdy z nas i zabójstwo mogłoby zdarzyć się wszędzie. Wykrzyczał: „Nienawidzę was, zrobiliście mi krzywdę”. Odczuwamy lęk i bezradność. Kiedy później, już z pewnego oddalenia, myślimy, jak uchronić się przed podobną sytuacją, eksperci dyskutują o poszerzaniu stref bezpieczeństwa i zwiększaniu kontroli. Jednak kiedy wspominamy zmarłego przechadzającego się po Gdańsku, to rozumiemy, że jego siłą było budowanie relacji między ludźmi opartych na zaufaniu i solidarności.

Agresję w społeczeństwie rozkręcają m.in. politycy. Ale gdy dochodzi do takiej zbrodni, to choć sprawca wykrzykuje polityczne hasła, słyszymy: „Ale przecież on był chory psychicznie…”.

– W ten łatwy sposób przenosimy winę za zbrodnię na dyżurną chorobę psychiczną i rodzi się niebezpieczeństwo, że ciągle bez koniecznej wiedzy już mamy sprawcę i oddalamy od siebie głębszy namysł, refleksję, w jakim stopniu niesiemy moralną współodpowiedzialność. Próba utożsamienia przemocy, agresji, nienawiści i zbrodni z zaburzeniami psychicznymi to przemożna chęć znalezienia prostego rozwiązania problemu, który prosty nie jest. Gdzie nastąpiło zaniedbanie – w rodzinie, w szkole, w więzieniu, w braku autorytetów i kultury życia politycznego? Przecież zanim morderca wtargnął na scenę, był dzieckiem i pierwsze epizody choroby miał – podobno – w wieku 14 lat. Potem napady na banki, rozboje. Bardzo wcześnie poniszczył relacje i swoje życie społeczne. Dlaczego na tej równi pochyłej nie potrafiliśmy go zatrzymać, resocjalizować? Tymczasem osoby chorujące psychicznie są wrażliwe, nieodporne na stres, doświadczone licznymi traumami, zalęknione i obawiające się świata. Je, podobnie jak nas, trzeba chronić przed tragedią, o której rozmawiamy, gdyż wielu naszych pacjentów chorujących na schizofrenię zbierało razem z nami w całej Polsce pieniądze na Orkiestrę, byli wśród nas podobnie bezbronni i porażeni.

Cała rozmowa: https://krakow.wyborcza.pl/krakow/7,44425,24374254,po-smierci-pawla-adamowicza-prof-cechnicki-nie-dajmy-sie.html

Źródło: krakow.wyborcza.pl

Archiwum artykułów w mediach