Własnym głosem

7 TRIGGERY ZDROWIENIA! O tym co pomaga zdrowieć! Zapis z bloga Katarzyny Parzuchowskiej

 

Trigger to nic innego jak wyzwalacz. Zwykle lekarze pytają o niego w kontekście zachorowania. Słyszymy wtedy podczas badania liczne, różnie zadawane pytania o źródło zachorowania bądź nawrotu choroby: „Co spowodowało, że zaczęła Pani tak myśleć?”, „Czy wydarzyło się w Pani życiu coś trudnego w ostatnim czasie” ect. A co z triggerami zdrowienia?

Cieszę się z Waszych maili, które do mnie napływają. Są one dla mnie olbrzymim umocnieniem i jednocześnie inspiracją do tego, by dzielić się swoimi doświadczeniami na blogu. Pytacie mnie o to, co tak właściwie sprawiło, że zaczęłam zdrowieć? To bardzo dobre pytania! Przyznać muszę, że są dla mnie niezwykle terapeutyczne, bo prowokują do tego, by sięgnąć pamięcią do tych osób, sytuacji, rzeczy, które chcę pamiętać na co dzień, wracać do nich i czuć wdzięczność. Tym wpisem nie tylko rysuję moją mapę drogowskazów na drodze do zdrowienia, lecz także mówię DZIĘKUJĘ!

Z mojego doświadczenia wynika, że fighter tygodniami, miesiącami, a nawet latami może odczuwać samotność. Może ją odczuwać, gdy sam szybuje w przestworzach i wydaje się pilotowi, że z nikim nie ma łączności. Jednak głęboko wierzę, i moje doświadczenie też o tym mówi, że nawet, kiedy tej łączności nie widzimy z powodu mgły lub chmur, to ponad mgłą i chmurami czeka na nas słońce, które zawsze świeci. To słońce to ludzie, którzy wyciągają do nas pomocne ręce lub chcą to zrobić, ale są nieco nieporadni w środkach.

Przygoda ze zdrowieniem zaczyna się od postanowienia, że „CHCĘ zdrowieć”. Moim zdaniem na początek trzeba to sobie szczerze, sam na sam, przed sobą powiedzieć: „CHCĘ z tego wyjść”. A potem? Z mojego doświadczenia wynika, że warto stanąć na dwóch nogach. Jedną nogą jest AKCEPTACJA CHOROBY, drugą nogą jest GRUPA WSPARCIA. Dzięki tym dwóm nogom można stawiać pierwsze kroki.

Akceptacja jest trochę takim wyświechtanym sloganem. Słyszymy zewsząd „zaakceptuj siebie”, „zaakceptuj swoje wady”, „zaakceptuj to” i „zaakceptuj tamto”… Akceptacja choroby może więc przywoływać jakieś powierzchowne skojarzenia, ale tutaj mam na myśli naprawdę głębokie pogodzenie się z faktem, że „eFka jest jakąś częścią mojego życia”.

Wypierałam, buntowałam się, nikomu nie chciałam zawierzyć, że mam taki element w życiu, ale chcę żebyście usłyszeli, że przyjęcie w końcu do wiadomości eFki (i wszystkiego, co z nią związane tj. stylu życia, dbania o siebie, przestrzegania zaleceń lekarzy, motywowania siebie) pomaga mi bardzo zdrowieć. Tę akceptację buduje do dziś. Codziennie. Kiedy „eFka” mnie ogranicza, wściekam się na nią w pierwszej kolejności, a kiedy emocje opadną, szukam dróg do odnajdywania nowych możliwości przezwyciężania tych ograniczeń. Senność? Dotleniam się na rowerze. Kilkanaście zbędnych kilogramów po lekach? Staram się dobrze odżywiać. Brak koncentracji? Ćwiczę ją czytając powolutku książki. Tak codziennie, co tydzień, co miesiąc, gdy pojawia się rwący nurt, szukam pomysłu niczym bobra, co ureguluje go tamą. Śmiech. Jak widać, nie zawsze mam dobre pomysły, jak chociażby te porównania…

Tekst pochodzi z bloga Jak zostałam pilotem F.20?
BLOGA O DOŚWIADCZENIU SCHIZOFRENII